piątek, 2 sierpnia 2013

//Prolog.

16 sierpnia 2013 rok, Drogi Pamiętniku!
                Zacznę od faktu, że jest to mój pierwszy jak dotąd wpis od dwóch lat. Tak po prostu zapomniałam o tobie, przepraszam. Jestem okropną właścicielką, ale...wiesz co? Nie powrócę już do tamtych stron! Po prostu je wyrwę...wiesz dlaczego? Bo od dziś zaczynam nowe życie. Nowe życie w Londynie…dlaczego? Bo odkąd tata dostał nową pracę, tak po prostu postanowiliśmy się tu przeprowadzić. Lepsze to, niż ciągłe jego delegacje i przebywanie z dala od rodziny, więc po prostu zacznę pisać, tak jak gdyby byłby to mój pierwszy wpis u Ciebie, możesz zapomnieć o wydarzeniach wcześniejszych, będę wdzięczna.
                Nazywam się Lola Higgins, 4 października kończę 18 lat i od września zacznę drugą liceum…wiesz co? Cieszę się. Może to trochę dziwne, ale naprawdę cieszę się, że wyprowadziłam się z Los Angeles. Nigdy nie miałam naprawdę zaufanego przyjaciela, zawsze wszystko trwało góra parę miesięcy…a co było potem? Wypierdolenie sekretu, zdrada lub po prostu zostawienie, dlatego nauczyłam się nie ufać ludziom, jednak nie żałuje żadnej znajomości, zawsze powtarzam, że nawet fałszywe mordy mnie czegoś nauczyły. Jak wyglądam? Cóż, nigdy nie uważałam się za piękną, albo za wybitnie ładną. Mam średniej długości czarne włosy, brązowe oczy, wyraziste kości policzkowe oraz dołeczki w ustach. Tak w ustach, nie w policzkach. Wszyscy dookoła mówią, że słodko to wygląda, ale moim zdaniem jest to beznadziejne. Nie będę Ci opowiadać jaką to jestem nastolatką z milionem pomysłów w głowie, różowym pokojem, seksownym chłopakiem-gwiazdą footbalu, kochającą się rodziną oraz słodziutkim pieskiem z kokardką na głowie. Szczerze? Nie mam żadnej z tej rzeczy. Nie mam wielu pomysłów na przyszłość, żyje chwilą. Nie mam różowego pokoju, mam biało siwy, nie mam chłopaka footbalisty, nie mam w ogóle chłopaka, nie chcę go mieć, każdy mój związek kończył się tak samo, zerwanie, porzucenie, zdrada, miliony łez, na pewno pamiętasz to z ostatnich stron gdy byłam jeszcze w Stanach. Nie mam kochającej rodziny…może inaczej, mama zginęła, tragiczny wypadek, śmierć na miejscu. Nie żyje już 4 lata, nie jest łatwo, ale także nie narzekam. Właśnie dlatego wolałam wyjechać do Londynu razem z tatą, wole przeprowadzkę, niż zostanie tam z babcią i dziadkiem, kocham ich, ale bardzo przypominali mi o mamie. Co to taty, Paul – bo tak ma na imie, jest menadżerem gwiazd. Zajmuje się solistami, ale także zespołami. Poznaje je, wybija, prowadzi (zajmuje się wywiadami, koncertami, trasami koncertowymi). W Stanach był to Bruno Mars, ale ostatecznie tata chciał z niego zrezygnować.
                Takim cudem jestem tu, w Londynie. Za dwa tygodnie zaczynam szkołę, mam nadzieję, że dam radę, nie przejmuje się tym, najwyżej nie wyjdzie, trudno. Pojutrze tata ma spotkanie z nowym zespołem. One Direction, czy jakoś tak. Nie wiem, są nowi. Co prawda, mają już za sobą płytę, ale ostatnio mocno podupadli – tak tłumaczył tata. No więc, życz mi powodzenia! Niedługo się odezwę.
Lola xoxo.  

Odłożyłam długopis i wolno zamknęłam zeszyt. Powoli po dużej poduszce osunęłam się tak, że znajdowałam się w pozycji leżącej, a przed oczami widniał biały sufit. Delikatnie odłożyłam pamiętnik na drewnianą szafkę obok. Uśmiechnęłam się w jaki sposób podchodzę do życia, wiele osób marzy o przeprowadzce, porzuceniu rodzinnego miasta, a tak naprawdę nie wie z iloma problemami musi sobie poradzić, jak przez takie coś człowiek może nisko się stoczyć i…zdaje sobie z tego sprawę! Wiem jak źle może być, a mimo tego nie przejmuje się. Zawsze uważałam, że to życia podchodzić trzeba na luzie, to było takie moje motto. Tak, nikt tego nie zacytował, ale przyznam, że tym się kieruje i to jest teraz dla mnie najważniejsze. Niczym się nie przejmuj, bo chociaż będzie źle, będzie cholernie źle, zawsze może być gorzej. Z przemyśleń wyrwał mnie głośny huk w kuchni. Nerwowo podniosłam się z łóżka do pozycji siedzącej, tata zaczyna gotować. Jak najszybciej tylko mogłam zbiegłam na dół, by nic się nie stało. Dlaczego? Tata nie jest najlepszym kucharzem, dlatego po śmierci mamy tą czynnością zajmowałam się ja. Zatrzymałam się w niewielkim łuku patrząc na rodzica jak sobie radzi.
- Nie radzę sobie, Lola. – mężczyzna oparł się rękami o blat, po czym wolnym ruchem opuścił głowę w dół, spojrzał na mnie.
- Daj. – podeszłam bliżej i szczerze uśmiechnęłam się. – Ja to zrobię. – powiedziałam i zabrałam się za przygotowywanie kolacji.
- Dziękuje, skarbie. – tata ciepło pocałował mnie w głowę i zabierając ciepłą kawę, udał się do salonu. Uśmiechnęłam się sama do siebie i powoli zaczęłam kroić marchewki. 


_________________________________________________
Jest! Napisałam.! Bardzoo interesuje mnie wasza opinia co o tym sądzicie ;) Jest to mój w ogóle pierwszy napisany odcinek. Nie wiem czy mi wyszło, więc każdy komentarz będzie dla mnie ważny... ^^ // Agaa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz