sobota, 3 sierpnia 2013

//Pierwszy.

Powoli otworzyłam oczy, jednak zaraz tego pożałowałam. Blask wakacyjnego słońca, ciepło rozświetlał pokój. Aż pożałowałam, że wczoraj zapomniałam zasłonić rolet. Powoli przekręciłam głowę w drugą stronę, chwilę jeszcze tak poleżałam, odepchnęłam się od łóżka i zostałam w pozycji siedzącej.
Spojrzałam na niewielkie lustro przede mną. Rozmazany makijaż, roztrzepane włosy, każdy włos po kolei układał się w inną stronę. Na zegarku widniała godzina 11. Wolnym krokiem udałam się do łazienki po drodze gubiąc już większość pozostałej na mnie odzieży, tak że to łazienki weszłam już w samej białej, koronkowej bieliźnie. Tak, śpie w staniku. Inaczej nie dam rady, budzę się, kręce...to taka moja Przytulanka, jak misiek dla małego dziecka gdy ma koszmary. Nalałam wody do wanny, a po chwili cała się w niej zanurzyłam. Uwielbiałam te momenty. Cisza, spokój. Z moich przemyśleń wyrwały mnie wibracje telefonu, taa zawsze ktoś musi mi przeszkodzić. Mokrą ręką wzięłam telefon i nie patrząc kto to, nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Hallo? – zapytałam, po chwili usłyszałam już dźwięk męskiego głosu.
- Lola? Witaj. Mam do Ciebie bardzo ważną sprawę wiesz jaki jestem zapominalski. – na chwilę urwał, tak jakby z kimś jeszcze rozmawiał. – Posłuchaj skarbie, mogłabyś wziąć teczkę, która leży w kuchni na stole i przyjść do studnia na Baker Street? Są mi naprawdę bardzo potrzebne.
- Co? Teraz? Naprawdę? Tato, ja dopiero wstałam, od piętnastu minut siedzę w wannie, moja twarz wygląda okropnie, mam burze czarnych loków na głowie. – zaśmiałam się. – Bardzo Cię kocham, ale zanim tam dotrę wasze spotkanie się skończy. – powiedziałam, rozejrzałam się po łazience w geście znalezienia ręcznika.
- Poczekam. – udało mi się w oddali usłyszeć głosy chłopaków, zazwyczaj był to tylko śmiech. – To naprawdę ważne, bez tego nie podpiszemy umowy. Ubierz się, ogarnij swoje loki i biegiem mi na Baker Street, to nie jest prośba.
- Mówiłam już jak bardzo Cię nienawidzę?! – rzuciłam sucho. – Będę za pół godziny. – rozłączyłam się, wyszłam z wanny nawet nie wypuszczając wody i zaczęłam suszyć włosy przy tym też myjąc żeby. Po około dziesięciu minutach ubrałam się. Dokładnie o w pół do pierwszej wyszłam z domu. Szczerze? Nawet nie wiedziałam gdzie iść. Jedyne co wiem to ul. Baker Street. Wyciągnęłam telefon, wpisałam adres, a moim oczom ukazała się ulica tuż obok. Szeroko uśmiechnęłam się po czym dodając tempa ruszyłam ku studiu, minęłam kilka domów, muzeum Sherlocka Holmesa i po niecałych piętnastu minutach byłam już na miejscu. Łapiąc na klamkę, otworzyłam duże szklane drzwi prowadzące do środka.
- Młoda damo. – odwróciłam się. – A gdzie to się wybieramy? – spojrzałam na niego z idiotyczną miną.
- Co? Ach, tak. Myślisz, że jestem napaloną fanką? Nie. – głupio uśmiechnęłam się. – Lola Higgins, jestem córką menagera. Przyniosłam teczkę. – po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam schodami na górę.
- Myślisz, że dam się na to nabrać?! – złapał mnie za nadgarstek.
- Puszczaj idioto! – mój ton głosu znacznie się podniósł. – Wezwę ochro…no tak, ty nim jesteś. – przewróciłam oczami.
- Wredna gówniara. – złapał mnie za nadgarstki. – Zaraz zobaczymy czy nie kłamiesz. – pociągnął mnie za nadgarstki i razem ze mną udał się na trzecie piętro. Czy on do reszty zwariował?! Pokazuje mu papiery jak się nazywam, skąd jestem, pokazałam mu nawet dowód, a ten i tak nie wierzy?! Czy gdybym była napaloną fanką tak po prostu bym tu weszła i nazwała ochronę idiotą?! Całą drogę próbowałam się wyrwać, ale mimo tego rady nie dałam. Był za wysoki, za silny, za gruby, za łysy, za brzydki…chyba będę musiała zając się tą ochroną. Opuściłam głowę w dół, drzwi otworzyły się z hukiem, a ja nadal szarpiąc się z ochroną wyrżnęłam jak długa razem z nim na podłogę. Szybko wstałam, gdy ochroniarz nadal leżał, otrzepałam się i podniosłam głowę wyżej.
- Macie zjebaną ochronę. – powiedziałam cicho, ale na tyle głośno by każdy mógł mnie usłyszeć.
- Lola, wyrażaj się. – no świetnie! Facet ode mnie wyższy metr się ze mną szarpie, a tata mówi mi jak to źle się wyraziłam. Przyznam, że nie raz już zaklnęłam przy ojcu, jednak nigdy nie zwracał na to dużej uwagi, zawsze mówił „dojrzewanie”, teraz skarcił mnie chyba jedynie za towarzystwo.
- No co?! W nieznanym miejscu idę zanieść Ci jakąś głupią teczkę, po drodze spotykam gościa, który uważa mnie za napaloną fankę i do cholery pokazałam mu nawet dowód, że jestem córką managera, a on nic! Facet jest ode mnie wyższy, silniejszy i…naprawdę ja bym zmieniła tą ochronę. A ty zamiast przejąć się córką, jedyną uwagę przywiązujesz do jej słów?! – położyłam teczkę na wysoki stolik. – Proszę. – cała szóstka oczu kierowała się teraz w moją stronę, moja twarz momentalnie przybrała buraka.
- Przepraszam, że jestem takim okropnym ojcem. – tata szeroko uśmiechnął się, otwierając teczkę. – Możesz odejść, Rich. To naprawdę moja córka. – mężczyzna skinął głową i wyszedł.
- I co?! – wytchnęłam wychodzącemu facetowi język.
- Lola, pozwól że przedstawię. – zaczął tata, wstając. – Louis, Niall, Zayn, głowa zespołu Liam i główny Harry. Razem tworzą One Direction. – przeniosłam wzrok na chłopaków siedzących na dużej, czerwonej sofie. Pierwszy? Louis, tak? Był szatynem z podniesioną grzywką o brązowych oczach, ubrany był w czerwone spodnie, trampki oraz białą bluzkę w czarne paski. Drugi? Niall. Wesoły blondyn z grzywką o głębokich niebieskich oczach. Ubrany w jeansy, czarne adidasy za kostkę oraz białą bluzkę. Trzeci? Zayn. Mulat o czarnych włosach z blond pasemkiem. Chłopak ubrany był w krótkie czarne rurki, białą bluzkę, czerwoną marynarkę i białe conversy. Czwarty? Liam. Chyba najpoważniejszy. Szatyn o krótkich włosach z brązowymi włosami. Ubrany w krótkie, jeansowe spodenki, t-shirt i czarne vansy. Ostatni? Harry… Chłopak z charakterystyczną brąz czupryną loków na głowie i zielonymi oczami. Ubrany w siwe rurki i marynarkę, czarną bluzkę i czarne trampki.
- Cześć! – krzyknęli chórem, szeroko uśmiechając się i machając mi.
- Cześć. – nieśmiało odwzajemniłam uśmiech. – No cóż tato, będę się zbierać. Muszę jeszcze zanieść papiery do szkoły i odebrać plan lekcji. To co? – wzięłam torebkę z czerwonej sofy. – Będę się zbierać i do zobaczenia na kolacji. Kocham Cię! – krzyknęłam na pożegnanie, po czym zwyczajnie wyszłam.
***
Przekręcając klucz, otworzyłam drzwi. Rzuciłam torbę na szafkę, zdjęłam buty i powędrowałam do kuchni. Przez to całe zamieszanie, nawet w spokoju nie zdążyłam zjeść śniadania. Co dziwne, że jem śniadanie o trzeciej. Wyciągnęłam z lodówki mleko oraz paczkę moich ulubionych płatków. Usiadłam na wysokim krześle i wolno zaczęłam chrupać płatki, delektując się smakiem każdego z nich. Postanowiłam, że przy okazji przeczytam gazetę, którą wyciągnęłam po drodze ze skrzynki. Na pierwszej stronie widniał artykuł:
„One Direction! Słynny boysband powraca na listy najlepszych wraz z nowym managerem  Kim okazał się on być? Jest to niejaki Paul Higgins! 44letni manager gwiazd znany już w Stanach. Pod jego opieką znajdował się np. Bruno Mars, którego kariera nadal się rozwija! Czy da radę wybić 1D? Czy zespół ponownie odzyska zatracone fanki?”
Dalej nie czytałam, po prostu nie chciało mi się. Niedługo zdążę się przyzwyczaić, że mój tata widnieje na pierwszych stronach gazet, ale nie, jeszcze nie teraz. Odłożyłam talerz do zmywarki i ponownie zakładając buty, biorąc torbę i zamykając drzwi udałam się do nowej szkoły. Droga nie była długa, mój telefoniczny GPS znów pomógł. Szkoła wyglądała na zadbaną, biały duży budynek z czerwonym dachem, dwa piętra, wszędzie dużo okien, a na drzwiach widniał ogromny napić „London High School”, uśmiechnęłam się i ruszyłam przed siebie. Szybko dostałam nowy plan, podpisałam kilka dokumentów, nawet nie była potrzebna obecność rodzica. Gdy wyszłam ze szkoły było już dość późno, dochodziła godzina szósta. Było lato, więc było jeszcze widno, lecz pogoda zbyt nie dopisywała, nawet pożałowałam, że nie założyłam nic dłuższego. Właśnie mijałam studio taty, gdy poczułam wibracje telefonu.
Od: Tata :)
„Gdzie jesteś? Czekam z kolacją. :)”
Tak, to oznaczało, że albo tata coś ugotował, albo po prostu postanowił coś po drodze kupić, modliłam się by wybrał tą drogą opcje. Nie czekając ni chwili dłużej wzięłam się za odpisywanie.
„Wracam ze szkoły. Będę za piętnaście minut. xx”
Chciałam wysłać, ale niespodziewanie na kogoś wpadłam! Upuszczając telefon na ziemię, spojrzałam ku górze.
- Przepraszam, nie widziałam Cię. – schyliłam się by podnieść telefon, a po chwili ponownie wróciłam do pozycji stojącej. – Ja, zagapiłam się, tzn odpisywałam i… - przerwano mi.
- Lola? Cześć. – spojrzałam na chłopaka przed sobą. Tak, to był Zayn. – Nic nie szkodzi. To też moja wina, zagapiłem się i wiesz, ale co ty robisz tu o tej porze? – mulat szeroko uśmiechnął się.
- Dochodzi 19. Nie jest późno. – zaśmiałam się. – Wracam ze szkoły, jak wspominałam musiałam oddać ostatnie papiery. A jak spotkanie z managerem  Bo znając życie, on mi nic nie powie.
- Dobrze, masz naprawdę świetnego tatę. – powiedział podchodząc bliżej. – Jest śmiały, otwarty…zabawny. – zaczął Zayn, wskazując na palcach jego zalety.
- Tak, tylko dla was. – zrobiłam obrażoną minę. – Przepraszam, ale muszę spadać. Tata czeka z kolacją, a wierz mi, nie chciałbyś jej zjeść. – rozmawiając, uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Może Cię odprowadzić? I tak mieszkam dwa domy dalej. – zaproponował.
- Naprawdę tak blisko? – zapytałam. – Ale skoro chcesz, to tak…jasne.
Drogę do domu spędziliśmy opowiadając o siebie. Właściwie Zayn ciągle gadał, ja tylko uważnie go słuchałam. Chłopak jak na sławnego członka boysbandu wydawał się naprawdę sympatyczny. Nie był taką zapatrzoną w siebie gwiazdą. Już zauważyłam, że posada swój własny charakter, nie dostosowuje się do reszty...niedługo przed 19 dotarliśmy do domu, chłopak odprowadził mnie pod same drzwi, zatrzymałam się, chłopak powtórzył to.
- No więc dobranoc. – powiedziałam opierając się o drewniane drzwi. Chłopak podszedł bliżej.

- Dobranoc. – ciepło się uśmiechnął i…próbował pocałować mnie w policzek, jednak w porę odsunęłam się. Mulat momentalnie spalił buraka, na co ja cicho się zaśmiałam. – No tak. Cześć Lola. – jeszcze raz się uśmiechnął, po czym zniknął  za żelazną bramą udając się do domu. 
___________________________________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz